"30 km/h - ulice przyjazne życiu!" - inicjatywa, której strach się bać

Choć mandaty i podatki zawarte w paliwie dostarczają państwu niebagatelnych zysków, cały czas ktoś próbuje nam wmówić, że wszyscy powinniśmy przesiąść się na komunikację publiczną. Kolejną inicjatywą, która ma skutecznie zniechęcić ludzi do ich własnych "czterech kółek" jest „30 km/h - ulice przyjazne życiu! ”. Jak sama nazwa wskazuje, nowa akcja ma skutkować obniżeniem ograniczeń prędkości w wszystkich europejskich miastach. Ekolodzy przekonują bowiem, że ograniczenie prędkości do 30 km/h znacznie zwiększy bezpieczeństwo, a także skłoni ludzi do przesiadki na rowery i do tramwajów. Ponadto miałoby to iść w parze ze zmianami w infrastrukturze, gdzie pasy do rowerów i autobusów zastąpiłyby jezdnie ogólnodostępne.

Niestety, Komisja Europejska zaakceptowała inicjatywę i w chwili obecnej trwa zbieranie podpisów popierających ją obywateli. Jeśli co najmniej milion osób z minimum siedmiu krajów UE poprze akcję, zostanie ona ponownie rozważona przez Komisję Europejską, w wyniku czego jej zapisy mogą stać się faktem. Czy należy się jednak bać? Oczywiście, skoro tak szalone pomysły traktuje się w Europie poważnie. Już na pierwszy rzut oka widać przecież, że inicjatywy „30 km/h - ulice przyjazne życiu! ” nikt tak naprawdę nie przemyślał. Nawet ekolodzy zdaliby sobie przecież sprawę, że jazda samochodami na niskich biegach generuje wyższe spalanie i emisję CO2.

Ciężko wyobrazić sobie zresztą sytuację, w której statystyczny Polak stwierdza, że przesiada się na rower, bo w mieście zmniejszono ograniczenie prędkości. Zwłaszcza, że sezon rowerowy trwa w Polsce maksymalnie sześć miesięcy...